Morawiecki: „Andrzej Duda będzie w II kadencji odpowiadać przed Bogiem i historią. To pełna niezależność” [WYWIAD]
– Wybory prezydenckie? To starcie dwóch wizji państwa. My chcemy Polski z sercem dla rodzin. Po drugiej stronie jest elastyczne traktowanie swoich opinii, ale też faktów – znak rozpoznawczy postpolityki, w którą pan Trzaskowski, nieodrodny uczeń marketingu politycznego Tuska, próbuje grać – mówi w wywiadzie dla Wirtualnej Polski premier Mateusz Morawiecki. Opowiada również o wizycie Andrzeja Dudy w USA, unijnym funduszu pomocowym, sprawach LGBT, Telewizji Polskiej oraz możliwych zmianach w rządzie.
Wirtualna Polska (Marcin Makowski, Piotr Mieśnik): W najnowszym badaniu dla Wirtualnej Polski walka między Andrzejem Dudą a Rafałem Trzaskowskim w II turze jest szalenie wyrównana – 45,6 do 45,5 proc. poparcia. Sondaże pokazują również, że przepływy elektoratów mogą zadecydować o zwycięstwie. Co ciekawe, nawet wyborcy Krzysztofa Bosaka popierają w większości kandydata Koalicji Obywatelskiej. Jak postrzega pan w takiej sytuacji szanse na wyborczy sukces prezydenta Dudy?
Mateusz Morawiecki: Wierzę, że ten sukces nastąpi, bo patrzę na to jako Polak, który uważa, że prezydent Andrzej Duda będzie najlepszym prezydentem dla naszego kraju. Liczę na to również jako szef rządu, bo jestem przekonany, że w nadchodzących trudnych miesiącach i kwartałach niezwykle ważna okaże się dobra współpraca prezydenta i rządu.
Co do sondaży, oczywiście są one cenną wskazówką, ale nie przywiązuję do nich nadmiernej wagi. Pamiętam, że w 2015 roku 95 proc. sondaży przed I turą zaniżało wynik Andrzeja Dudy. Prawdziwym sondażem będzie zatem najbliższa niedziela.
WP: Nie niepokoi pana brak przepływu wyborców od innych kandydatów? Trudno wygrać wybory prezydenckie bez pozyskiwania elektoratu wahającego się środka.
Jeśli będzie II tura, to myślę, że każdy, kto zagłosuje na innego kandydata niż obecny prezydent, będzie miał dwa tygodnie, żeby się zastanowić, jak wiele udało się zrobić przez te 5 lat w polityce rodzinnej, społecznej, gospodarczej, międzynarodowej, choćby w relacjach ze Stanami Zjednoczonymi.
Niech każdy zada sobie kilka prostych pytań: czy dziś żyje mi się lepiej i czy dziś Polska jest krajem bezpieczniejszym? Czy Polska sprzed 5 lat lepiej poradziłaby sobie z wyzwaniem, jakie stanowi pandemia i jej gospodarcze skutki? Czy udałoby się naprawić system finansów publicznych, uszczelnić system podatkowy, co jest praprzyczyną naszych sukcesów gospodarczych i programów społecznych?
WP: A propos Stanów Zjednoczonych, w środę Andrzej Duda leci do Waszyngtonu spotkać się z Donaldem Trumpem, a już w niedzielę Polacy idą do wyborów prezydenckich. Opozycja twierdzi, że to bezpośrednia ingerencja obcego państwa w kampanię konkretnego kandydata. Jak pan skomentuje takie zarzuty?
Jest coś charakterystycznego w tym, że od 2015 co roku mówimy, że stosunki polsko-amerykańskie nigdy nie były lepsze. I rzeczywiście, te stosunki z najpotężniejszym mocarstwem na świecie, w czasach prezydentury Andrzeja Dudy, są z roku na rok wyraźnie coraz lepsze. To przecież nie musi być reguła. To dość symboliczne, że w czasach rządów Platformy Obywatelskiej nie dość, że prezydent Obama wycofał się z projektu tarczy antyrakietowej, to jeszcze zrobił to 17 września, w 70. rocznicę napaści Związku Sowieckiego na Polskę.
Tymczasem prezydent Duda jedzie do Stanów Zjednoczonych w czasie, kiedy prezydent Putin organizuje „defiladę zwycięstwa” w Moskwie, na którą Donald Trump był zaproszony. To świadczy o jakości relacji polsko-amerykańskich.
WP: To są wszystko symbole, a konkrety?
Symbole w polityce zagranicznej są bardzo ważne. Ale współpraca polsko-amerykańska ma przede wszystkim konkretny wymiar gospodarczy czy obronny. Bezprecedensowo rośnie wymiana handlowa między naszymi krajami. Jestem przekonany, że również podczas tej wizyty prezydent Duda przyciągnie dodatkowych inwestorów do Polski. Już podczas ostatniej wizyty rozmawiano o 5G, chmurze informatycznej i to się zmaterializowało. Na przykład Microsoft zainwestuje w naszym kraju miliard dolarów. Trzeba wspomnieć też o wartościowych inwestycjach Google’a, którego CEO Sundar Pichai był w Polsce w zeszłym roku.
Wizy miały być zniesione od lat, ale doprowadził do tego dopiero Andrzej Duda. Dzięki prezydentowi realnie też zwiększył się kontyngent wojsk amerykańskich i NATO z kilkuset do około 5 tys. żołnierzy. To są realne korzyści i każdy, kto zna realia polityki międzynarodowej, wie, że z takiego zaproszenia należy zawsze skorzystać. Tym bardziej, że mówimy o strategicznym sojuszniku i partnerze Polski.
WP: Jednak nie odpowiedział pan premier na pytanie. Czy trzy dni przed wyborami podobna wizyta – de facto niezapowiedziana – to nie jest ingerencja w polskie wybory?
Szczerze powiedziawszy, nie wiem, na czym miałaby ta ingerencja polegać. Dbałość o interesy polskie na arenie międzynarodowej nie zna kalendarza wyborczego. Mamy odkładać rozmowy o uniezależnieniu Polski od gazu ze Wschodu? Albo odkładać rozmowy o wzmacnianiu bezpieczeństwa Polski na naszych granicach, czy wspólnych inwestycjach i inicjatywach gospodarczych? To jest odpowiedzialna realizacja polskiej racji stanu, a zaproszenie polskiego prezydenta świadczy o rosnącym znaczeniu naszego państwa.
WP: Jak to rosnące znaczenie może się przełożyć na realne korzyści? Co z Ameryki może przywieźć prezydent Duda?
Prezydenci będą rozmawiać o wymianie technologicznej, ale również o współpracy w tak krytycznej dziedzinie życia gospodarczego, jaką jest energetyka. Mam na myśli dostawy gazu, bo jednym z naszych priorytetów jest całkowite uniezależnienie się od Gazpromu. Mogę tylko przypomnieć, że nasi poprzednicy chcieli przedłużyć kontrakt jamalski o 25 lat do 2037 roku. Wszyscy Polacy zapłaciliby za tamte działania rządu Platformy Obywatelskiej gigantyczny rachunek. Bezpieczeństwo energetyczne to fundamentalna sprawa, ale dbamy również o to, by Polacy nie ponosili dodatkowych kosztów polityki energetycznej. Dziś mamy ceny gazu niższe o 8 proc. dla gospodarstw domowych niż w 2015 roku.
WP: Wróćmy w takim razie teraz ze Stanów do Polski, ale pozostając w dziedzinie finansów. W niedzielę w Krakowie prezydent powiedział, że rządy Platformy i PSL pod względem gospodarczym były gorsze dla Polski niż koronawirus. Popiera pan taką ocenę?
Prezydent mówił o gospodarczych skutkach rządów PO, które wyglądały tak, że miliony Polaków traciły pracę lub musiały udać się na emigrację. Przypomnę, że kiedy Andrzej Duda wygrał wybory w maju 2015 roku, bezrobocie w Polsce sięgało 10,8 proc! A przecież światowa gospodarka się wtedy rozwijała.
Teraz, po 3 miesiącach pandemii, która sparaliżowała świat, bezrobocie w Polsce wynosi 6 procent. Minęło ledwo 100 dni od ogłoszenia epidemii. I już w 100 dni od rozpoczęcia tego trudnego okresu przekazaliśmy przedsiębiorcom 100 miliardów złotych na ratowanie pracy. Tymczasem rządy Platformy Obywatelskiej to były rządy nocnego stróża, który w czasie poprzedniego kryzysu, swoją drogą znacznie mniejszego niż dzisiejszy, schował się do stróżówki, przykrył kocykiem i czekał, aż ona minie.
WP: Na czym opiera pan tak ostrą ocenę?
Jeden z głównych ideologów PO, Janusz Lewandowski, mówił wtedy, że rząd PO na szczęście był odporny na dramatyczne wołania różnych kręgów gospodarczych o wsparcie. Proszę porównać błyskawiczne działanie naszego rządu do tego, w jaki sposób nasi poprzednicy „radzili sobie” z kryzysem. Ich pierwszy, dziurawy i mało istotny pakiet został przyjęty po kilku miesiącach po rozpoczęciu kryzysu! Dziś, dzięki szybkiej, niespotykanej skali wsparcia finansowego, udało się nam uchronić 5 milionów miejsc pracy.
WP: Czy pana zdaniem taki język mówienia o polityce jest w dzisiejszych czasach korzystny do zasypywania podziałów? To jednak jest – jakby nie było – porównanie przeciwnika politycznego do wirusa. Coś, co nie powinno mieć miejsca w debacie publicznej.
Jeśli mówimy o języku, to cały język pogardy został skonstruowany przez pana Donalda Tuska i jego doradców od marketingu politycznego. Ja obserwuję to od 15 lat, bo wtedy się to zaczęło. Uważam, że tutaj nie ma symetryzmu. Grzegorz Schetyna, jeśli dobrze pamiętam, mówił o „szarańczy z PiS-u”, pan Sikorski nazywał nas „watahą”, pewien profesor opozycyjny, bolejąc nad kolejną porażką Platformy, mówił, że „chamy pokonały elity”. Zresztą nie chcę się rozwodzić, fatalnych przykładów takich wypowiedzi jest mnóstwo.
WP: Panie premierze, wracając do pieniędzy i walki z gospodarczymi skutkami koronawirusa. Czy pan może nam powiedzieć, obiecać, że po wyborach prezydenckich nie będziemy świadkami ogłoszenia trudnych decyzji związanych z gospodarką, ekonomią, finansami? Bo rozmawiając z ludźmi z waszego obozu politycznego pojawiają się takie doniesienia.
Ja wiem, że naszym przeciwnikom ciężko jest uwierzyć w to, że Polska radzi sobie w tak trudnym kryzysie lepiej niż wiele innych państw, w tym państw zachodnich. Agencja Bloomberg mówi, że przechodzimy przez kryzys w najlepszy możliwy sposób. Analitycy ING pokazują, że nasze koło ratunkowe rzucone pracownikom i przedsiębiorcom jest największe w Europie. Komisja Europejska dodaje, że będziemy mieli najpłytszą recesję w Unii Europejskiej. To jest hart polskich firm, ale też efekt tych 100 miliardów natychmiast przekazanych przedsiębiorcom. Jakbyśmy tego nie zrobili, tylko czekali na Europejski Fundusz Odbudowy, który może zacznie działać zimą lub wiosną przyszłego roku, to byłoby – mówiąc językiem młodzieży – pozamiatane.
Sądzę, że to jest ten punkt wyjścia, którego nasza opozycja szanowna nie potrafi przyjąć do wiadomości i szuka dziury w całym. Stąd ten zabawny list byłych ministrów finansów, którym się w głowie nie mieści, że można ratować gospodarkę, miejsca pracy i jednocześnie mieć w porównaniu do innych krajów niezłą sytuację budżetową. Kiedy rządziła PO, w 2009 i 2010 roku deficyt sektora finansów publicznych oscylował, a w jednym z tych lat – bodaj w 2010 – przekroczył 100 miliardów złotych, co wynosiło wówczas około 8 proc PKB. W tym roku, roku największego kryzysu od 100 lat, deficyt będzie najprawdopodobniej mniejszy niż w czasach Platformy. Dlaczego? No właśnie – to efekt naprawy finansów publicznych po fatalnych latach rządu panów Tuska, Schetyny, Budki, Rostowskiego.
WP: Mówi pan o opozycji, a my pytamy o obecne plany rządu.
Odpowiadając wprost, żadnych szczególnych i bardzo trudnych decyzji po II turze nie przewiduję. Natomiast wiem, że to będzie ważny okres, będzie wtedy przed nami wiele bardzo ważnych decyzji gospodarczych do podjęcia. To będą decyzje, które zdeterminują, jaką pozycję wyjściową zajmiemy jako Polska w globalnym wyścigu gospodarczym. Chcę, żeby to była pole position i w tym kontekście bardzo dobra współpraca rządu z prezydentem i parlamentem jest absolutnie kluczowa.
WP: A propos finansów, w ostatnim wirtualnym szczycie unijnym zapowiedział pan, że Polska może liczyć w latach 2021-27 na rekordową sumę 700 miliardów złotych.
Tak, to jest 160 miliardów euro, w tym zupełnie nowych środków około 280 – 290 miliardów złotych. Jako Polska apelowaliśmy o to od początku pandemii, pisząc w zachodnich mediach o ambitnym budżecie i Planie Marshalla dla Europy. Polska na tym ogromnie skorzysta.
WP: Jak wyliczono tę kwotę, skoro na szczycie nie podjęto żadnych decyzji ani co do wielkości budżetu i funduszu odbudowy, ani sposobu jego rozdysponowania?
Negocjacje w sprawach budżetu unijnego są już dalece zaawansowane i wiemy, jaka pula znajduje się na stole. Oczywiście może wystąpić niewielka różnica na poziomie kilku miliardów w prawo lub w lewo. Ale znamy rząd wielkości. 159,8 miliarda euro to propozycja złożona przez Komisję Europejską dla Polski w ramach Wieloletnich Ram Finansowych oraz Europejskiego Funduszu Odbudowy. To około 700 miliardów złotych. I to jest ważne, jednak, jak pan już wcześniej słusznie wspomniał, to są środki na lata 2021-2027, a tymczasem musimy inwestować już teraz. Sama Komisja Europejska zaleca szybką absorpcję środków, bo z jej własnych analiz wynika, że luka inwestycyjna wyniesie 1,5 biliona euro tylko w latach 2020-2021. I taka jest też nasza filozofia, zdajemy sobie sprawę z tej charakterystyki cyklu koniunkturalnego i wiemy, że z oczywistych względów teraz inwestorzy i przedsiębiorcy inwestują mniej.
I w tę przestrzeń powinna wejść polityka fiskalna, i to ma właśnie miejsce. To fundusz inwestycji samorządowych, inwestycji publicznych, tarcza inwestycyjna – wszystkie te pakiety zaczynają działać tu i teraz, by spadek był jak najmniejszy. Staram się być ostrożny, ale wydaje się, że ta strategia działa – dowodem są najnowsze dane w sprzedaży detalicznej. Żyjemy w czasach, w których spadek o 7,7 bardzo pozytywnie nas zaskoczył in plus, bo konsensus był minus 14 procent. A to z kolei oznacza, że jest duża szansa na szybki gospodarczy powrót do normalności sprzed koronawirusa.
WP: Finisz tej kampanii to również temat związany z walką, dla jednych o tradycyjną rodzinę, dla drugich – o prawa osób LGBT do samostanowienia. To również wiele słów ostrych. Czy pana zdaniem prezydent Andrzej Duda, jak apeluje wielu aktywistów i członków opozycji, powinien przeprosić za swoje słowa, w których porównał ideologię LGBT do bolszewizmu?
W Polsce jest pełna tolerancja dla różnych orientacji, w tym dla orientacji seksualnych – wszyscy polscy obywatele mają te same prawa i wszystkim należy się równy szacunek. Zresztą, proszę spojrzeć na sam fakt, że jednym z czołowych kandydatów na prezydenta dzisiaj jest osoba o orientacji homoseksualnej, która tego nie kryje, to świadczy o tym, że w Polsce nie ma problemów z tolerancją.
Jednocześnie są pewne granice, które dotyczą wychowania dzieci, na które największy wpływ powinni mieć rodzice czy małżeństwa, które ma swoją konstytucyjną definicję. Ja uważam, że preferencje obyczajowe nie powinny się wiązać z przywilejami. Każdy z nas swoje dobre imię i wartość społeczną powinien budować w oparciu o to, jakim jest człowiekiem – pracownikiem, sąsiadem, członkiem rodziny, działaczem społecznym. Preferencje obyczajowe niech pozostaną w sferze naszej prywatności.
WP: Nie boi się, że pan, że podobne słowa – oraz opinia posła Czarnka o dwóch homoseksualistach, którzy „nie są równi ludziom normalnym”, przełoży się na czyny? Na przykład na akty agresji nie tylko słownej, ale też fizycznej?
W przypadku wszystkich osób ich godność jest dla nas niezbywalnym prawem i nie będzie nigdy żadnego przyzwolenia na przemoc fizyczną. Zaś te przywołane słowa były nieporozumieniem, co profesor Czarnek wyjaśniał w swoim oświadczeniu.
WP: Czy według pana istnieje coś takiego jak ideologia LGBT?
Istnieją oczywiście osoby o innej orientacji seksualnej, którym należy się dokładnie taki sam szacunek, jak każdemu innemu. Jednak również niewątpliwie część z takich osób ma konkretne postulaty polityczne i idee, które chce wcielać w życie – czyli ideologię. Jej politycznym proponentem jest liberalna lewica spod znaku wiceprzewodniczącego PO Rafała Trzaskowskiego czy jego zastępcy w Warszawskim ratuszu Pawła Rabieja, czy choćby pana Hartmana.
WP: Czy pana zdaniem korzystne dla Polski byłoby unormowanie spraw relacji między ludźmi, również w związkach heteroseksualnych, za pomocą ustawy o związkach partnerskich?
Pożądane skutki można także w dzisiejszym stanie prawnym osiągnąć przez wykorzystanie istniejących regulacji. Począwszy od wizyty w szpitalu partnera czy partnerki, a skończywszy na dziedziczeniu.
WP: Kolejna kwestia, która interesuje naszych użytkowników, to sprawa Telewizji Publicznej. Rafał Trzaskowski zapowiedział, że zlikwidowałby pion informacyjny TVP. Czy coś pana zdaniem jest w tym obszarze do zmian?
Staram się mierzyć różne racje i siła medialna po stronie opozycji jest dalece przekraczająca to, na co możemy mieć wpływ jako strona rządząca. Na rynek medialny trzeba też patrzeć pod kątem realnego pluralizmu, bo to jedna z najważniejszych wartości demokracji. Życzyłbym sobie, żeby było więcej obiektywizmu w bardzo wielu telewizjach, gazetach, kanałach internetowych czy radiowych. Choćby poziom odkształcenia rzeczywistości w TVN naprawdę przekracza wszelkie granice.
WP: Nie ma pan wrażenia, że w tej dyskusji możemy być jak kot, który goni własny ogon, ostatecznie nie dochodząc do żadnego kompromisu i zmiany na lepsze? Jak zapytać polityka opozycji, to mówi: „a, i tak w TVP jest większa propaganda”. Rozmawiając z politykami rządowymi słyszymy: „a widzi pan, co jest w TVN-ie?”. Może można wysłać impuls, pokazując, że media publiczne mogą być bardziej pluralistyczne? Może widzi pan pole do poprawy, zaczynając od mediów, które są finansowane z podatków?
Trzeba popatrzeć, jak w mediach rozkładają się parytety. Uważam, że TVP musi prezentować też poglądy Polaków, którzy byli do tej pory zupełnie marginalizowani. Liberalno-lewicowe media, szczególnie TVN, mają swój określony profil, są w stu procentach antyrządowe. To niesprawiedliwe i skrajnie nieobiektywne, a TVP stara się pokazywać rzeczywistość z innej perspektywy.
WP: Bardziej prorządowej?
Nie uważam tak i mam na to bardzo wiele przykładów.
WP: Jakich?
Zostawię to in pectore (w sercu – przyp. red.).
WP: Panie premierze, gdybyśmy mieli iść drogą Telewizji Publicznej, to dzisiaj moglibyśmy zacząć wywiad od pytań o Pierwszą Komunię Świętą albo o małżeństwa homoseksualne. Takie pytania zdaje się, że zaczynały debatę prezydencką. Myśli pan, że to właśnie te problemy teraz zaprzątają głowy i dotyczą Polaków?
W debacie wyborczej powinno być miejsce na różne pytania, również te o światopogląd kandydatów. Zresztą wysoka oglądalność i wiele komentarzy, które się potem pojawiły, chyba jednak zdradzają, że to interesuje Polaków.
WP: A propos tego, co może interesować Polaków, to jeden ciekawy cytat pana i jeden cytat Donalda Tuska. Jestem ciekaw, jak to pan zinterpretuje. Niedawno powiedział pan o Rafale Trzaskowskim, że to „dziecko marketingu politycznego Donalda Tuska”, a przez prawie dwa lata był pan jego doradcą. On sam napisał na Twitterze o tamtych latach, że mówił pan o Jarosławie Kaczyńskim, że to osoba, która nie rozumie świata i ekonomii. Jak to ze sobą koresponduje i czy ten cytat, który przytoczył Donald Tusk, jest prawdziwy, bo one ze sobą się niejako zazębiają.
Moje poglądy, również z tamtego okresu, w licznych wywiadach można bardzo łatwo sobie odszukać. Natomiast co do pana Donalda Tuska, to trudno mi powiedzieć, co mówił, bo się na posiedzeniach Rady Gospodarczej raczej nie pojawiał. A szkoda, bo może dowiedziałby się kilku ciekawych rzeczy. To po pierwsze.
A po drugie, po 10 latach można insynuować wszystko. I w tym przypadku jego słowa są właśnie taką manipulacją po latach – niemającą nic wspólnego z prawdą. Co zaś do tego, czy sposób prowadzenia polityki przez pana Donalda Tuska i Rafała Trzaskowskiego są podobne – jestem o tym przekonany.
WP: W jakim sensie?
Nazywaliśmy to postpolityką, teraz mówimy o marketingu politycznym. Ciągłe zmiany zdania, salto mortale, które wykonuje pan Trzaskowski, przekonują mnie, że uważa Polaków, delikatnie mówiąc, za osoby o wyjątkowo krótkiej pamięci. Na temat 500+ przedstawił już chyba wszystkie możliwe opinie, od „katastrofy budżetowej” aż po poparcie. Takie bardzo elastyczne traktowanie swoich opinii, ale też faktów to jest znak rozpoznawczy postpolityki, w którą pan Trzaskowski, nieodrodny uczeń marketingu politycznego Tuska, próbuje grać.
WP: Panie premierze, tym nazwiskiem, które dziś najczęściej powtarzamy obok Andrzeja Dudy, jest właśnie Rafał Trzaskowski. Rząd na pewno przeanalizował scenariusz, w którym to kandydat opozycji zostaje prezydentem. Co wtedy? Czy rozważacie opcję przyspieszonych wyborów? Bo nawet byli współpracownicy prezydenta Dudy w naszych programach wspominali o takiej możliwości.
My przede wszystkim robimy to, co należy w tej fazie kryzysu. Wierzymy, że Polacy dostrzegą wartość i wagę współpracy między rządem a prezydentem. I dostrzegą, że w razie wygranej któregokolwiek z opozycyjnych kandydatów, czekają nas najprawdopodobniej kłótnie, chaos i matnia politycznych przepychanek.
WP: No właśnie, ale co dalej? Próba poddania się ponownej ocenie wyborcom i powalczenia o mocniejszą legitymację?
Nie, umówiliśmy się z Polakami na rządy do 2023 roku. Co więcej, uzyskaliśmy bardzo mocny mandat, największy w historii Rzeczypospolitej. Głosowało na nas ponad 8 mln ludzi. Przed nami 3,5 roku rządów, które albo będą dużo bardziej udane, spokojne, stabilne i zdecydują o silnym wzroście gospodarczym, albo rządów, nad którymi zawiśnie groźba ciągłych przepychanek, bo wiemy, jak zachowywał się np. Aleksander Kwaśniewski wobec AWS.
WP: No tak, ale wiemy też, jak zachowywała się Zjednoczona Prawica w momencie dyskusji nad terminem wyborów. Było bardzo blisko do tego, by koalicja rządząca się rozpadła. Jeżeli wygra Rafał Trzaskowski, jest bardzo możliwe, że te animozje znów zaczną odgrywać w polityce istotną rolę i wtedy z tych czterech szabel więcej niż wymagana większość sejmowa może się zrobić o kilka za mało. Czy ten plan awaryjny ma pan gdzieś z tyłu głowy?
Ma pan niewłaściwą ocenę ówczesnej sytuacji. Koalicja trzyma się bardzo mocno, a w odniesieniu do bardzo ważnego wydarzenia politycznego, czyli głosowania w sprawie wyborów korespondencyjnych, były pewne różnice…
WP: Rozmawiałem wtedy z kilkoma osobami z szefostwa Zjednoczonej Prawicy. Przekonywały, że to były jednak istotne pęknięcia wewnątrz Koalicji.
Oparte o bardzo konkretny ówczesny dylemat. Czy można głosować korespondencyjnie, czy to się uda i kiedy. Wszyscy mierzyliśmy się z takim wyzwaniem, epidemią, pierwszy raz w historii Polski. I co do tamtego sporu, dogadaliśmy się. Mniejsze różnice stanowisk oczywiście bywały i bywają. Różni ludzie mają różne zdania, nie tylko w ramach koalicji, ale nawet w ramach PiS. Jesteśmy partią demokratyczną.
WP: A jeśli Andrzej Duda zdobędzie po raz kolejny Pałac Prezydencki, to czy przewiduje pan zmiany w swoim rządzie? Nie ukrywam, że chodzi mi również o ministra Szumowskiego i kontrowersje, które wokół niego się pojawiają. Chodzi o certyfikaty, respiratory. Czy minister Szumowski będzie walczył z pandemią do jej końca?
Minister Szumowski dokonał naprawdę wielkiej pracy i pomógł nas przeprowadzić przez najtrudniejsze momenty pandemii. Uważam za skandaliczne to, że tylu polityków i komentatorów jakby zapominało o tym, jak dramatyczna była sytuacja na świecie, gdy chodziło o zakup sprzętu. Państwa podkradały sobie całe samoloty transportu sprzętu ochronnego. Myśmy się wtedy na rządowym posiedzeniu zarządzania kryzysowego skupiali się na tym, by jak najszybciej kupić wyposażenie ratujące życie.
Pan minister Szumowski odważnie podejmował te decyzje i ocalił tysiące, a może nawet dziesiątki tysięcy Polaków od zgonu na COVID-19. Insynuacje, sugestie, że było inaczej, są absolutną propagandą i przejawem bezradności środowisk opozycyjnych.
Muszę w tym miejscu podkreślić jedną rzecz: każdy prezydent wybierany na II kadencję ma naturalną, stuprocentową niezależność, bo odpowiada przed Bogiem i historią. Nie musi się liczyć z innymi opiniami. To właśnie II kadencja jest w pełni niezależna…
WP: Czyli I kadencja nie była w pełni niezależna?
Andrzej Duda zawetował więcej ustaw niż Bronisław Komorowski. To były weta odnoszące się do kluczowych spraw, jak reforma sądów, RIO czy ordynacja wyborcza. Pokażcie mi takie weta prezydenta Komorowskiego. Pokażcie mi takie weta prezydenta Kwaśniewskiego przeciwko SLD.
Chcę tylko podkreślić regułę, która dotyczy II kadencji. Stan niezależności politycznej na stanowisku prezydenta w czasie II kadencji jest maksymalny. Możliwe tymczasem, że wybór kandydata opozycji to przepis na polityczny chaos i dalszą strategię opozycji totalnej.
WP: Odwróćmy sytuację. Czy chciałby pan przemeblować rząd po zwycięstwie Andrzeja Dudy?
To decyzja premiera, ale też kierownictwa politycznego, które stoi za rządem w Parlamencie. I tę decyzję podejmiemy po wyborach prezydenckich.
WP: Chciałbym jeszcze zapytać o tarczę antykryzysową. Wielu przedsiębiorców uważa, że uratowała im miejsca pracy, ale w wielu miastach nie rozpatrzono wniosków z kwietnia, z maja. Czy jest coś, co rząd może zrobić we współpracy z samorządami, żeby to usprawnić?
W ostatnim czasie byłem w Bydgoszczy, na Pomorzu, na Dolnym Śląsku, Podlasiu i rozmawiałem z dziesiątkami przedsiębiorców, którzy podawali przykłady swoich małych piekarń, warsztatów samochodowych, ale też większych firm uratowanych przez rządową tarczę. Pieniądze z Tarczy Finansowej Polskiego Funduszu Rozwoju trafiają na konta firm po 48 godzinach od złożenia wniosku. Tutaj mamy szybkie decyzje, które uratowały miejsca pracy – nawet 5 mln.
Natomiast nieudolność niektórych samorządów, niestety często samorządów PO, np. Poznania i Warszawy, wydłuża wypłatę zwłaszcza bezzwrotnych pożyczek. W Warszawie w „korku” czekało tygodniami nawet 100 tysięcy przedsiębiorców na te świadczenia.
Od kilku tygodni deklaruję gotowość wsparcia dla nieradzącego sobie z tym problemem magistratu Warszawy. Tak jak zresztą państwo polskie szybko poradziło sobie z awarią Czajki, gdzie znów musiało szybko i sprawnie zareagować, przy braku skuteczności kierownictwa miasta stołecznego.
WP: Co pan czuł, słysząc z ust kapłana z Jasnej Góry, że działa pan jak święty Mateusz ewangelista, a minister zdrowia jak święty Łukasz? Czy tutaj relacje państwo-Kościół nie wymknęły się z ram, w których powinny być obecne w przestrzeni publicznej?
Każdy ma prawo mieć swoje poglądy. Ja takich porównań na pewno nie robię.
WP: Czyli nie czuje się pan jak św. Mateusz?
Absolutnie, wręcz przeciwnie, czuję się może jak Mateusz, zanim został powołany w skład apostołów. Krótko mówiąc, czuję się normalnym człowiekiem, jestem pełen grzechów, niedoskonałości, ale staram się przydać Polsce.
WP: Czy, jak twierdzi wielu polityków, bez względu na stronę partyjną, te wybory są starciem cywilizacyjnym?
To starcie dwóch wizji państwa. Rząd PO nie był ani solidarny, ani liberalny, ale nieudolny. W związku z tym to starcie wizji PO, czyli „dojutrkowości”, „jakoś to będzie”, „pieniędzy ni ma i nie będzie”, „nie da się” ze starciem wizji Polski z sercem dla rodzin. Polski jako silnego kraju Europy Środkowej, który realizuje twardo swoje interesy w Europie w sojuszu z USA. Polska przybliża do siebie te dwa wielkie obszary – USA i Europę, bo wiemy, jaką wartością jest sojusz transatlantycki. Prezentujemy wizję rozwoju solidarnego, ale opartego na wolnym rynku i nowych technologiach. To jest wizja realizacji interesu Polski na wszystkich liniach frontu. Bez kompleksów, za to z aspiracjami na miarę ambicji Polaków.
Dla Wiadomości WP rozmawiali Marcin Makowski i Piotr Mieśnik